Szanowny Panie Pośle Pan Powinien Jak najszybciej wypisać z PSL. Ta Partia okryła się złą Sławą Należała do Koalicji razem z platformą obywatelską Najbardziej anty polską partią.która zniszczyła całą gospodarkę POLSKĄ razem z psl.Jak to mówi pan Stanisław Michalkiewicz obóz zdrady i zaprzaństwa.
5 września, niczym grom z jasnego nieba, gruchnęła wieść, że Jacek Kurski został odwołany z funkcji prezesa Telewizji Polskiej. Wszyscy zachodzą w głowę nad przyczynami tej decyzji Naczelnika Państwa – bo wprawdzie formalnie podjęła ją Rada Mediów Narodowych pod przewodnictwem pana Krzysztofa Czabańskiego, ale wiadomo, że „bez wiedzy i zgody” Naczelnika nic
W tej sytuacji nawet obóz zdrady i zaprzaństwa jakby trochę przycichł, bo jakże tu hałasować, kiedy Niemcy, którym prezydent Józio Biden odstąpił Polskę, przestały żartować i zaczynają podduszać.
Obóz zdrady i zaprzaństwa o władzy może sobie tylko pomarzyć. Donek z Makrelą mogą sobie najwyżej pojechać do sanatorium – tyle dzisiaj znaczą. 0.
Ciekawe, że mimo sławnej transformacji ustrojowej i czterech lat rządów „dobrej zmiany”, obyczaje utrwalone w okresie pierwszej komuny nadal są aktualne w tak zwanych „organach” – i to nie tylko wtedy, gdy – tak, jak w roku 2012 – rządzi obóz zdrady i zaprzaństwa, ale i teraz, za rządów płomiennych dzierżawców
Vay Nhanh Fast Money. zaprzaństwo (język polski)[edytuj] wymowa: IPA: [zaˈpʃãj̃stfɔ], AS: [zapšãĩ ̯stfo], zjawiska fonetyczne: utr. dźw.• nazal.• rozs. artyk. ?/i znaczenia: rzeczownik, rodzaj nijaki ( przest. pejor. wyparcie się swojej ojczyzny, religii, rodziny itp. odmiana: ( przykłady: ( Zbawiciel wtedy radził mu czuwać i modlić się, by nie uległ pokusie. Lecz Piotr czuł się od niej bezpieczny i właśnie dlatego popełnił tak okropny i obrzydliwy grzech zaprzaństwa[1]. ( (…) autorzy deklarują swą przynależność do obozu, postrzegającego ostatnie dwudziestolecie nie jako ciąg zdrad, spisków, zaprzaństw, katastrof i afer, lecz jako gigantyczny sukces Polaków, którego wciąż nie potrafimy docenić[2]. składnia: kolokacje: synonimy: ( odstępstwo[3] antonimy: hiperonimy: ( zdrada hiponimy: holonimy: meronimy: wyrazy pokrewne: rzecz. zaprzaniec m czas. zaprzeć, zaprzeć się związki frazeologiczne: etymologia: uwagi: tłumaczenia: ( zobacz listę tłumaczeń w haśle: zdrada źródła: ↑ Nowa biblioteka kaznodziejska, Tom 34, Nakł. i Czcionkami Drukarni i Księgarni Św. Wojciecha G. m. b. H., 1928 ↑ Piotr Bratkowski: Inaczej niż w raju. Newsweek, 7 czerwca 2009 ↑ Hasło „zaprzaństwo” w: Uniwersalny słownik języka polskiego, red. Stanisław Dubisz i Elżbieta Sobol, Wydawnictwo Naukowe PWN.
Tag Archives: Oboz zdrady i zaprzaństwa Michalkiewicz o nowelizacji ustawy o IPN: Obóz gorliwych patriotów połączył się z obozem zdrady i zaprzaństwa Aktualizacja: 2018-06-27 11:20 am Ze Stanisławem Michalkiewiczem o nowelizacji ustawy o IPN i jej skutkach rozmawia Tomasz Sommer – Co się zdarzyło dzisiaj w sejmie – Pan Premier znowelizował nowelizację … Continue reading → June 28, 2018 · Leave a comment Search for: Archives Archives Blog Stats 1,873,007 hits Home About Poland is beautiful August 2022 M T W T F S S 1234567 891011121314 15161718192021 22232425262728 293031 « Jul Opinie wyrażane w tekstach lub komentarzach pod artykułami publikowanymi na łamach JUSTICE4POLAND są własnością autorów i niekoniecznie odpowiadają opiniom wyrażanym przez nasza Redakcje . Follow on All information, data, and material contained, presented, or provided on is for educational purposes only. It is not to be construed or intended as providing medical or legal advice. Any views expressed here-in are not necessarily those held by ENOUGH LIES – DOSYĆ KŁAMSTW Walczmy z przejawami antypolonizmu Translate Blogs I FollowRangitikei Environmental Health WatchWOLNI SŁOWIANIETarig Anter on Protect & Reinvent DemocracyxebolaWirtualna Polonia BIS im. Włodka KulińskiegoAdNovumTajne Archiwum Watykańskie, czyli Wielka Pobudka SłowianM-forum Shift 101WIERNI POLSCE Media PodlasiaSKRiBHWarszawska o historię i
Kto będzie kandydatem obozu zdrady i zaprzaństwa? Leo Belmont był warszawskim adwokatem, Żydem z pochodzenia i mozaistą z metryki, a z przekonań – ateistą. Jednocześnie żywo interesował się różnymi rzeczami i sprawami, co niekiedy wzbudzać musiało niezamierzony efekt komiczny. Oto gdy po śmierci papieża Leona XIII konklawe długo nie mogło się zdecydować na wybór jego następcy, Leo Belmont wykazywał objawy rosnącego zdenerwowania. Doszło na koniec do tego, że zaczął zaczepiać na ulicy znajomych, pytając „kiedy wreszcie będziemy mieli Ojca Świętego?” Gdyby żył dzisiaj, to być może – jak większość Żydów w Polsce - sympatyzowałby politycznie z obozem zdrady i zaprzaństwa, tworzonym przez Platformę Obywatelską z satelitami oraz weteranami Salonu, co to za pierwszej komuny często piastowali godności jak nie w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, to w jej zbrojnym ramieniu, czyli bezpiece. W ramach transformacji ustrojowej przepoczwarzyli się w demokratów i podobnie, jak za pierwszej komuny, kiedy to tresowali tubylców do socjalizmu, dzisiaj tresują do demokracji – a o tym, co jest demokracją, a co nią nie jest, decydują oczywiście oni. Więc Leo Belmont, qua Żyd i qua postępak, z pewnością sympatyzowałby z obozem zdrady i zaprzaństwa i prawdopodobnie odczuwałby rosnące zdenerwowanie z powodu zwłoki z wyłonieniem kandydata tego obozu na przyszłoroczne wybory prezydenckie. Po rezygnacji Donalda Tuska, co do której złowrogi Antoni Macierewicz ma wątpliwości, w obozie tym zapanowało zdenerwowanie, z którego wyłoniła się jedynie słuszna koncepcja przeprowadzenia „prawyborów”, które wyłonią kandydata na kandydata. Przypomnijmy, że w obozie zdrady i zaprzaństwa podobne „prawybory” odbyły się w roku przed wyborami prezydenckimi w roku 2010. Donald Tusk też nie wziął w nich udziału, według wszelkiego prawdopodobieństwa wskutek decyzji starych kiejkutów, którzy nie mogli mu darować podjęcia próby poluzowania sobie obróżki. Dostał tedy szlaban na wybory prezydenckie, a w rezultacie do „prawyborów” stanął Książę-Małżonek, czyli Radosław Sikorski, którego rywalem był faworyt starych kiejkutów Bronisław Komorowski. Radosław Sikorski też miał przygody ze starymi kiejkutami, ale jako figurant o kryptonimie „Szpak”, toteż w starciu z Bronisławem Komorowskim nie miał szans. Kontrkandydatem Bronisława Komorowskiego w wyborach prezydenckich został Jarosław Kaczyński, który uzyskał milion głosów mniej i wybory przegrał. Z tego zapewne, a może i z jakichś innych przyczyn, w roku 2015 już w wyborach prezydenckich nie kandydował, namaszczając na kandydata Andrzeja Dudę. Bronisław Komorowski był przekonany, ze Andrzeja Dudę pokona jeszcze łatwiej, niż Jarosława Kaczyńskiego, w czym utwierdzał go dodatkowo redaktor naczelny żydowskiej gazety dla Polaków – ale, jak pamiętamy, wybory przegrał, uzyskawszy o pół miliona głosów mniej od Andrzeja Dudy. Charakterystyczne dla tamtych wyborów były osobliwe kandydatury; na przykład kandydatem była osoba legitymująca się dokumentami wystawionymi na nazwisko „Anna Grodzka”, czy pani Magdalena Ogórek, kandydująca z poparciem Sojuszu Lewicy Demokratycznej, który w jesiennych wyborach parlamentarnych nie dostał się do Sejmu. Dlaczego polityk tak wytrawny, jak Leszek Miller, wystawił panią Ogórek w charakterze kandydata na prezydenta, a następnie zarejestrował swój komitet wyborczy jako koalicję – tego oczywiście nie wiem, ale nie wykluczam, że realizował zadanie w związku z ponownym przejściem Polski pod kuratelę amerykańską. Inna sprawa, że pani Ogórek, będąca małżonką ekonomisty Piotra Mochnaczewskiego, który z list SLD kandydował do Sejmu, a w rządzie Leszka Millera pracował w MSW. Nie był to jedyny jego związek z MSW, bo w latach 80-tych został zarejestrowany przez SB jako TW „Michał” - ale teraz pani Ogórek przeszła do obozu płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, w nagrodę dostając posadę w telewizji, co podobno było jej marzeniem. Zgodnie z moją ulubioną teorią spiskową, zwycięstwo Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich w roku 2015, a następnie zwycięstwo PiS w wyborach parlamentarnych, wiązało się z ponownym przejściem Polski pod kuratelę amerykańską, co zmusiło również starych kiejkutów do zakrzątnięcia się wokół wciągnięcia ich na amerykańską listę tzw. „naszych sukinsynów”. Po wyborach wygranych przez Andrzeja Dudę, odbyła się tedy w Warszawie Międzynarodowa Konferencja Naukowa „Most”, w której obok przedstawicieli najważniejszych ubeckich dynastii z Polski wzięli również udział ważni ubekowie z Izraela, który wobec Amerykanów żyrowali wciągnięcie starych kiejkutów na listę „naszych sukinsynów”. Ale – jak pamiętamy – Niemcy nie chciały zrezygnować z wpływów politycznych w Polsce i 16 grudnia 2016 roku podjęły próbę przeprowadzenia przewrotu w postaci „ciamajdanu”, który się nie udał. Po tej próbie zabrały się do dzieła systematycznie i kompleksowo, organizując w Polsce „walkę o praworządność”, do której udało im się wciągnąć nie tylko niezawisłe sądy, ale również weteranów Salonu, którzy w latach pierwszej komuny też walczyli o praworządność, tyle, że socjalistyczną. Dlatego też rezygnacja Donalda Tuska z kandydowania budzi zaskoczenie i wątpliwości, czy aby to na pewno decyzja ostateczna. Inna sprawa, że skoro afera Amber Gold zakończyła się wesołym oberkiem, to znaczy – skazaniem pana Marcina Plichty – to może lepiej jej nie resuscytować, żeby nie ujawniły się jakieś śmierdzące dmuchy nie tylko może przeciw Donaldu Tusku, co przede wszystkim – przeciw starym kiejkutom, bez przyzwolenia których afery tego rodzaju nie byłyby możliwe, a i organy państwowe bez ich rozkazu też nie działałyby nieprawidłowo. W tej sytuacji bardzo ciekawe w prawyborach, w następstwie których obóz zdrady i zaprzaństwa ma wystawić swojego kandydata, jest zgłoszenie swojej kandydatury przez Księcia-Małżonka, czyli Radosława Sikorskiego. Z uwagi na to, iż jest on żonaty z naszą jabłoneczką, czyli Anną Applebaum, może być do strawienia zarówno przez Amerykanów, którzy przed Żydami skaczą z gałęzi na gałąź, jak również przez Naszą Złotą Panią, która pewnie pamięta „hołd pruski” złożony właśnie przez Księcia-Małżonka. Jeśli tak, to jest bardzo prawdopodobne, że Książę-Małżonek prawybory w obozie zdrady i zaprzaństwa wygra – bo któż jeszcze do nich stanie? Posągowa Małgorzata Kidawa-Błońska, z poparciem posła Pupki i posła Łajzy, czy Bartosz Arłukowicz, który sam jeszcze nie wie, czy starsi i mądrzejsi mu pozwolą? Wiele zależy tedy od starych kiejkutów – czy zmobilizują agenturę w „organach państwa”, mediach i Salonie gwoli poparcia Księcia-Małżonka – bo jeśli tak, to Leo Belmont miałby powody do rosnącego Rosjanin, dobry Europejczyk Im dalej od zakończenia II wojny światowej, tym bardziej rośnie liczba „dobrych Niemców”. Okazuje się, że Niemcy, którzy jako pierwsi zostali okupowani przez „nazistów”, w przeważającej masie byli dobrzy i gdyby źli „naziści” nie wydawali im zbrodniczych rozkazów, to pozostaliby dobrzy, aż do ostatecznego zwycięstwa – no a potem też byliby dobrzy, ponieważ – ja zauważył wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler – zwycięzców się nie sądzi. Odwrotnie – to zwycięzcy zajmują się sądzeniem. Tak właśnie stało się po II wojnie światowej, kiedy to zwycięzcy urządzili w Norymberdze sąd nad pokonanymi Niemcami, surowo karząc ich za rozmaite zbrodnie. Warto przypomnieć, że chcieli ich ukarać również za rozstrzelanie wziętych do sowieckiej niewoli polskich oficerów w Katyniu, o co sowiecki prokurator oskarżał Niemców. To oskarżenie jednak się nie utrzymało, a Międzynarodowy Trybunał przeszedł nad tym do porządku, zgodnie z zasadą sformułowaną przez Adolfa Hitlera, że zwycięzców się nie sądzi. Toteż przez dłuższy czas w gronie zwycięzców panowało przekonanie, że skoro tych polskich oficerów nikt nie zamordował, to najwidoczniej musieli zemrzeć śmiercią naturalną, podobnie jak to się stało z Jezusem z Nazaretu. Generalnie jednak w roku 1945 Niemcy nie byli jeszcze tacy dobrzy, jak stali się obecnie, w rezultacie procesu ich melioracji, zapoczątkowanego jeszcze w marcu 1960 roku na tajnym spotkaniu izraelskiego premiera Dawida Ben Guriona z niemieckim kanclerzem Konradem Adenauerem w nowojorskim hotelu Waldorf Astoria. Ustalono tam, że w zamian za obsypanie Izraela niemieckim złotem, Niemcy uzyskają „przebaczenie”. Wtedy właśnie pojawili się „naziści”, którzy – jak się okazało – najpierw okupowali dobrych Niemców i w ogóle – strasznie się rozdokazywali, a następnie, - jak zauważył Józef Stalin - „obawiając się sądu zagniewanego ludu”, rozpłynęli się w nocy i mgle, dzięki czemu dobrzy Niemcy mogli wreszcie upomnieć się o swoją reputację. Przyszło im to tym łatwiej, że kiedy już okres niemieckiej pokuty za winy złych „nazistów” dobiegł końca, trzeba było odpowiedzialność za ich wybryki przerzucić na winowajcę zastępczego, na którego została wytypowana Polska. I co Państwo powiecie? Zaraz się okazało, że „naziści” wcale nie rozpłynęli się w nocy i mgle, tylko zaszyli się w lasach, głównie koło Wodzisławia Śląskiego, skąd co roku 11 listopada pielgrzymują do Warszawy na tak zwany „Marsz Niepodległości”, na którym skrupulatni obserwatorzy, co to do „nazistów” mają specjalnego nosa, naliczyli ich aż 60 tysięcy. Tego nie można tak zostawić i dlatego właśnie w czerwcu tego roku powstała w Unii Europejskiej specjalna grupa do walki z antysemityzmem, w której doświadczenia dobrych Niemców z całą pewnością zostaną wykorzystane, może jeszcze nie teraz, bo etap surowości dopiero się zaczyna, ale kiedyś na pewno, bo wiadomo, że „nazistów”, co to zieją antysemityzmem, tolerować nie można, tylko trzeba z nimi zrobić porządek raz na zawsze, przy okazji odbierając im to, co zagrabili swoim ofiarom pod pretekstem „własności bezdziedzicznej”. O ile jednak liczba dobrych Niemców systematycznie rośnie, to w przypadku Rosjan jest odwrotnie. Kiedyś, za komuny, Rosjanie byli wyłącznie dobrzy, ale kiedy od 1989 roku nasz nieszczęśliwy kraj przeszedł pod kuratelę zachodnią, przede wszystkim – amerykańską - liczba dobrych Rosjan lawinowo spada, szczerze mówiąc – nie ma ich już prawie wcale. Rośnie za to liczba Rosjan złych, którzy w dodatku w naszym nieszczęśliwym kraju mają popleczników w osobach ruskich agentów, których można bez trudu rozpoznać po tym, że śmierdzą im onuce. Do tego nie trzeba mieć nawet specjalnego nosa, który jest niezbędny do wykrywania złych nazistów, toteż od wykrywaczy ruskich agentów aż się u nas roi, w czym przodują przodownicy pracy socjalistycznej, jak na przykład – pani red. Krystyna Kurczab-Redlich, w swoim czasie zarejestrowana przez SB pod kryptonimem „Violetta”, a potem chyba przejęta przez starych kiejkutów. Bo na tym etapie stare kiejkuty przerzuciły się z razobłaczanija agentów Bundeswehry, na razobłaczanije agentów ruskich. Używam, tego rosyjskiego słowa nie tylko jako ruski agent, którego co tydzień demaskuje pan dr Targalski, ale też ze względu na osobę, której chciałbym poświęcić parę słów wspomnienia. Mam oczywiście na myśli zmarłego niedawno w Anglii Włodzimierza Bukowskiego, o którym pierwszy raz usłyszałem w latach 70-tych. Był on bowiem chyba pierwszym człowiekiem, u którego wracze zdiagnozowali sławną „schizofrenię bezobjawową”, co oczywiście wzbudziło w świecie żywe zainteresowanie. Po różnych, trwających kilkanaście lat perypetiach, Włodzimierz Bukowski został na lotnisku w Zurichu wymieniony na pierwszego sekretarza chilijskiej partii komunistycznej Luisa Corvalana, co anonimowemu rosyjskiemu fraszkopisowi stworzyło okazję do napisania takiego oto epigramatu: „Pamieniali chuligana na Luisa Corvalana. Gdie najti takuju blad’, cztob na Lońku pamieniat’?” „Na Lońku” - czyli na ówczesnego sekretarza generalnego KC KPZR Leonida Breżniewa. Od tamtej pory żył w Anglii, w okresie jelcynowskiej odwilży kilka razy przyjeżdżając do Rosji, gdzie nawet udało mu się spenetrować archiwum Komitetu Centralnego KPZR, w którym – jak nam opowiadał – odnalazł a nawet skopiował wiele dokumentów, pokazujących jak bolszewicy, to znaczy – źli Rosjanie – w każdym kraju, jaki zamierzali podbić, obcinali tamtejszemu narodowi głowę, to znaczy – eliminowali jego elitę. Warto zwrócić uwagę, że rozpoczęli od Rosji – bo tak się złożyło, że pierwszym krajem okupowanym przez bolszewików, była właśnie Rosja, podobnie jak Niemcy były pierwszym krajem okupowanym przez złych nazistów. Oprócz tych podobieństw były oczywiście pewne różnice, bo o ile Niemcy, nawet ci dobrzy, specjalnie przeciwko złym nazistom nie występowali, to dobrzy Rosjanie przez kilka lat, z bronią w ręku bolszewickim okupantom się sprzeciwiali – na co zwróciła mi uwagę pewna Rosjanka mieszkająca w Budapeszcie. Włodzimierz Bukowski był Rosjaninem dobrym, bo przez całe swoje dorosłe życie sprzeciwiał się bolszewickiemu panowaniu w Rosji, przy okazji krytykując również zachodnich eunuchów, którzy wprawdzie usta maja pełne patetycznych frazesów, ale nade wszystko cenią sobie higienę psychiczną i nieszczęścia bliźnich, zwłaszcza reprezentujących narody mniej wartościowe, specjalnie ich nie poruszają. Dlatego też Włodzimierz Bukowski, kiedy znalazł się na wygnaniu w Zachodniej Europie, stał się surowym krytykiem Unii Europejskiej, którą nazywał „Związkiem Socjalistycznych Republik Europejskich”. Uważał bowiem, że tak, jak dobry Rosjanin powinien sprzeciwiać się komunizmowi i Związkowi Radzieckiemu, to dobry Europejczyk też powinien sprzeciwiać się komunizmowi i walczyć z Unią i legendy Minęła kolejna rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości. Jak wiele innych rzeczy, tak i ta rocznica jest podporządkowana legendzie – w tym przypadku – legendzie Józefa Piłsudskiego. Bo 11 listopada nie wydarzyło się nic istotnego z punktu widzenia niepodległości. 11 listopada 1918 roku zostało ogłoszone zawieszenie broni na froncie zachodnim – bo bolszewicy zawarli z Niemcami pokój w Brześciu w roku 1917. Kiedy więc ogłoszono zawieszenie broni, niemieccy żołnierze postanowili wracać z frontu do domu. Nie tylko z frontu zachodniego, ale również ze wschodu. Z punktu widzenia niepodległości Polski było to groźne, bo za wycofującymi się Niemcami postępowali bolszewicy. Z uwagi na to niebezpieczeństwo Roman Dmowski przekonał aliantów, by powstrzymali ewakuację Niemców ze wschodu – dopóki im na to nie zezwolą. W ten sposób, pod osłoną niemieckiego kordonu Polska zorganizować swoją państwowość. Tego zadania podjęła się w roku 2017 Tymczasowa Rada Stanu, powołana w styczniu na podstawie rozporządzeń generała Beselera z ramienia Niemiec i generała Kuka z ramienia Austro-Węgier. W lipcu 1917 roku Tymczasowa Rada Stanu powołała trzyosobową Radę Regencyjną, którą tworzyli Zdzisław Lubomirski, kardynał Aleksander Kakowski i Józef Ostrowski. Powołał ona pierwszy polski rząd pod przewodnictwem Jana Kucharzewskiego, który zaczął przejmować od władz okupacyjnych różne instytucje dla potrzeb powstającego państwa polskiego. W styczniu 1918 roku w akcie protestu przeciwko traktatowi państw centralnych tzn. Niemiec i Austro-Węgier z Ukrainą, na mocy którego Lwów miał wejść w skład terytorium Ukrainy, rząd Kucharzewskiego podał się do dymisji, a Rada Regencyjna ogłosiła, że odtąd swoje uprawnienia będzie czerpała „z woli Narodu”. 7 października 1918 roku Rada Regencyjna proklamowała niepodległość Polski, opierając się na tzw. „14 punktach Wilsona”, czyli liście amerykańskich celów wojennych, wśród których punkt 13 zapowiadał utworzenie niepodległego państwa polskiego. Te 14 punktów kilka dni wcześniej zostało przyjęte również przez państwa centralne jako podstawa rokowań pokojowych. 25 października Rada Regencyjna powołała rząd pod przewodnictwem Józefa Świeżyńskiego, a 11 listopada 1918 roku przekazała zwierzchnictwo nad wojskiem przybyłemu poprzedniego dnia do Warszawy z więzienia w Magdeburgu Józefowi Piłsudskiemu, a 14 listopada przekazała Józefowi Piłsudskiemu całą władzę państwową, po czym się rozwiązała. „Władzę” – a więc cały zbudowany wcześniej aparat polskiego państwa. Jak widzimy „legenda” jest trochę inna, niż prawdziwa historia, bo – jak zauważył Stefan Kisielewski – „nic tak nie gorszy, jak prawda”. Toteż i teraz prawda konkuruje z legendą – bo 1 maja 2004 roku Polska została przyłączona do Unii Europejskiej, której kierownikiem politycznym są Niemcy. Formalnie zaś Unia Europejska, jako odrębny podmiot prawa międzynarodowego, powstała 1 grudnia 2009 roku, w rezultacie ratyfikowania przez wszystkie państwa członkowskie tzw. traktatu lizbońskiego. Wprawdzie Unia Europejska ma wszystkie atrybuty państwa, ale jej apologeci twierdzą, że państwem nie jest. Tymczasem ma terytorium – o czym każdy może przekonać się np. w Terespolu, gdzie jest wschodnia granica Unii Europejskiej. Ma „ludność” – bo każdy obywatel każdego z państw członkowskich jest też obywatelem Unii Europejskiej. Wreszcie ma „władzę” to znaczy – organy władzy: ustawodawczą w postaci Rady Europejskiej, wykonawczą w postaci Komisji Europejskiej i sądowniczą w postaci Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, którego orzeczenia są dla państw członkowskich źródłem prawa. Ma też we Frankfurcie nad Menem Europejski Bank Centralny, który emituje walutę w postaci „euro”, a coraz częściej podnoszą się głosy o potrzebie utworzenia Europejskich Sił Zbrojnych. Mimo to według apologetów Unii Europejskiej, nie jest ona państwem. Dlaczego? Ano dlatego, że gdyby jednak „była”, to trzeba by odpowiedzieć na kłopotliwe pytanie – jaki w takim razie jest prawno-miedzynarodowy status krajów członkowskich. Czy są one niepodległe, czy też mają jedynie autonomię? Historia uczy, że nigdy żadna część żadnego państwa nie była „niepodległa”. Przeciwnie – chociaż mogła cieszyć się szerszą, czy węższą autonomią, to przecież podlegała władzom państwa, którego część składową stanowiła. Dlatego trzeba, wbrew oczywistościom, podtrzymywać legendę, że UE państwem nie jest, bo „nic tak nie gorszy, jak prawda”. No dobrze – ale do czego jest nam potrzebna ta cała niepodległość? Najkrócej można na to odpowiedzieć, że do tego, byśmy mogli żyć po swojemu, to znaczy – żeby nikt inny nam tego naszego życia nie urządzał. To nie znaczy, że sami na pewno urządzimy je lepiej, czy rozsądniej. Na to żadnych gwarancji nie ma. Niepodległość oznacza tylko, że po swojemu. Dlatego też niepodległość nie jest celem, a tylko środkiem. Kiedy w latach 70-tych przystąpiłem do tzw. opozycji, wydawało mi się, że jeśli tylko uda się nam odzyskać niepodległość, to wszystko będzie załatwione. Ale pewnego dnia przyszła mi do głowy myśl, że Rosja za Stalina, czy Chiny za Mao Zedonga były państwami niepodległymi, a przecież za żadne skarby nie chciałym tam mieszkać. Toteż – jak to zauważył Jan Zamoyski – po to mamy Rzeczpospolitą, byśmy wolności naszych zażywali. Celem jest wolność, a niepodległość – tylko warunkiem. Czyże jest bowiem podległość? Po pierwsze – nie można żyć po swojemu, tylko według życzeń tego, komu podlegamy. Po drugie – ten, komu podlegamy, może użyć naszych zasobów przeciwko nam, zwłaszcza gdy zaczniemy objawiać aspiracje niepodległościowe. Tak właśnie było w stanie wojennym, kiedy to polskojęzyczna wspólnota rozbójnicza, na zlecenie rosyjskie nadzorująca historyczny naród polski, wystąpiła zbrojnie przeciwko niepodległościowym aspiracjom polskim, wykorzystując w tym celu zasoby podbitego narodu. Po trzecie – ten, komu podlegamy, może eksploatować ujarzmione terytorium dla potrzeb własnego rozwoju, zwłaszcza w sytuacji, gdy nie jest pewien trwałości okupacji. No dobrze – ale co to właściwie oznacza, że żyjemy „po swojemu”? W naszym przypadku oznacza to, że po polsku. Właśnie do tego Polska jest nam potrzebna, żebyśmy żyli po polsku. Bo to nie myśmy Polskę stworzyli. Jest ona dziełem poprzednich pokoleń, dziedzictwem, które powinniśmy ubogacić, a przynajmniej – nie zubażać, bo mamy przekazać je pokoleniom następnym. Żeby one też żyły po polsku, a nie życiem ludzi bez właściwości. Wyobraźmy sobie tylko, że utraciliśmy to, co w skrócie nazywa się polskością. Wspomnienia, wzruszenia, smaki polskich potraw, melodie polskich piosenek, emocje towarzyszące klęskom i zwycięstwom, bohaterom i zdrajcom. Co by z nas wtedy pozostało? Pusta skorupa, czyli człowiek bez właściwości, z którym „można wszystko zrobić i w każdą formę ulepić”. O to też toczy się walka. Ilustracja © DeS ☞
„Obóz zdrady i zaprzaństwa, czyli PO i „Gazeta Wyborcza” nie zejdzie z wojennej ścieżki”. „Prezydent ma dwa samodzielne uprawnienia, to jest inicjatywa ustawodawcza oraz prawo weta, ale również one pozostają zależne od woli większości parlamentarnej. Obóz zdrady i zaprzaństwa, czyli PO i Gazeta Wyborcza nie zejdzie z wojennej ścieżki. Zobaczymy jaki będzie wynik tej wojny bo, im bliżej będzie do wyborów tym ta wojna się zaostrzy” – mówił Radiu Wnet Stanisław Michalkiewicz. Komentował w ten sposób zagrożenia, jakie stają przed nową prezydentura. „Nad placem Piłsudskiego musiały unosić się opary obłudy, ponieważ nie wierzę, żeby minister Siemoniak oraz najwyższe dowódco wojskowe szczerze ślubowało i szczerze deklarowało chęć współpracy z nowym prezydentem” – uważa Michalkiewicz. Dodaje, że trwa w Polsce wojna z siłami bezpieczniackimi, która przejęły władzę w chwili wprowadzenia stanu wojennego i do tej pory nie chce jej oddać. „Platforma Obywatelska została wyznaczona na pierwszy oddział szturmowy w tej wojnie, wystawiony przez bezpieczniacką soldateskę. To pokazuje, jak oni mają krótką ławkę, że muszą się posługiwać takimi szumowinami. Poziom PO pokazują te przepychanki wokół list wyborczych i wyznaczania ‚jedynek’” – tłumaczy.
Liczba wyświetleń: 11081 czerwca Komisja Europejska pozytywnie zaopiniowała Krajowy Plan Odbudowy dla Polski. Ten Krajowy Plan Odbudowy, podjęty z inicjatywy Unii Europejskiej, miał dostarczyć krajom członkowskim środków na odbudowę gospodarek, zdewastowanych na skutek działań rządów, które pod pretekstem epidemii, przejęły władzę dyktatorską, bez oglądania się na konstytucyjne dyrdymały i na ręczne sterowanie gospodarką przez biurokratów, co zawsze musi skończyć się jednak Unia mogła „wspierać” kraje członkowskie, trzeba było wyposażyć Komisję Europejską w dwie dodatkowe kompetencje, których przedtem nie miała: uprawnienie do zaciągania zobowiązań finansowych w imieniu całej Unii oraz prawo do nakładania „unijnych” podatków. Jak pamiętamy, ratyfikację ustawy o zasobach własnych Unii Europejskiej, która Komisję w te uprawnienia wyposażała, przeforsował płomienny obrońca suwerenności Polski, czyli klub parlamentarny Zjednoczonej Prawicy pod dyrekcją Naczelnika Państwa Jarosława Kaczyńskiego przy pomocy klubu parlamentarnego Lewicy, reprezentującej obóz zdrady i Europejska miała tedy się zapożyczyć u lichwiarzy, a potem przekazywać pieniądze już to w formie pożyczek, już to w formie subwencji członkowskim bantustanom, które wskutek tego coraz bardziej przekształcałyby się w landy tysiącletniej ten zaczął się stosunkowo wcześnie, bo już w 1993 roku, kiedy to wszedł w życie traktat z Maastricht, który w funkcjonowaniu Wspólnot Europejskich odchodził od formuły konfederacji, czyli związku państw, ku formule federacji, czyli państwa związku z tym, kiedy w czerwcu 2003 roku odbywało się u nas referendum akcesyjne, nie można było nie wiedzieć, do jakiej to Unii Polska jest przyłączana. Że Anschluss stręczył obóz zdrady i zaprzaństwa pod egidą Volksdeutsche Partei, to rzecz oczywista – ale warto przypomnieć, że w tym stręczycielstwie wziął udział również obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm pod egidą patriotów patentowanych, czyli Jarosława i Lecha maja 2004 roku Polska, podobnie jak inne bantustany Europy Środkowej, została do Unii przyłączona, co – nawiasem mówiąc – stworzyło polityczne warunki dla realizowania przez Niemcy projektu Mitteleuropa z roku kolei 13 grudnia 2007 roku Donald Tusk jako premier rządu, w towarzystwie Księcia-Małżonka, jako swego ministra spraw zagranicznych, podpisali traktat lizboński – jak się z oświadczenia samego premiera Tuska okazało – bez czytania. Poniekąd słusznie, bo po co tu jeszcze to czytać, jak wpierw przeczytali starsi i mądrzejsi i kazali podpisać?1 kwietnia 2008 roku odbyło się w Sejmie głosowanie nad ustawą upoważniającą prezydenta do ratyfikowania tego traktatu, który amputował Polsce ogromny kawał suwerenności, a o rozmiarach tej amputacji dowiadujemy się stopniowo aż do dnia dzisiejszego. Posłowie obozu zdrady i zaprzaństwa wespół z płomiennymi dzierżawcami, prezydenta do ratyfikacji zgodnie upoważnili, w następstwie czego traktat ten został przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego ratyfikowany 10 października 2009 roku, a wszedł w życie 1 grudnia, proklamując Unię Europejską, jako odrębny podmiot prawa międzynarodowego. Przypominam o tym wszystkim, żeby niczyje zasługi, w dziedzinie frymarczenia suwerennością, nie zostały pamiętamy, Niemcy już od stycznia 2016 roku rozpoczęły przeciwko Polsce wojnę hybrydową, najpierw w postaci „walki o demokrację”, a kiedy „ciamajdan” w grudniu 2016 roku spalił na panewce, od lutego 2017 roku rozpoczęły „walkę o praworządność” w naszym bantustanie, w której to batalii coraz większą rolę odgrywał szantaż finansowy, coraz szerzej wspierany nie tylko przez instytucje UE, nie tylko przez folksdojczów w Parlamencie Europejskim, ale i przez znaczną część tubylczych niezawisłych sędziów, którzy zdążyli się rozsmakować w całkowitej bezkarności. Taki sojusznik jest z punktu widzenia niemieckiego znacznie bardziej wartościowy, niż jakieś „Polskie Babcie”, czy pan Mateusz Kijowski, więc walka o praworządność nabierała rumieńców, aż wreszcie Niemcy odrzuciły wszelkie pozory i postawiły Polsce ultimatum, że jak nie będzie ich słuchała, to nie dostanie złamanego centa. Ponieważ nasi panowie gangsterzy liczyli na te unijne pieniądze, to pan prezydent Duda wywiesił białą flagę, a Sejm w specjalnej ustawie przyjął niemieckie tej sytuacji Komisja Europejska, „pozytywnie zaopiniowała” Krajowy Plan Odbudowy dla Polski, a tę radosną wieść przyjechała nam osobiście zakomunikować pani Ursula von der Layen. Zaznaczyła jednak, że Polska nie dostanie ani centa, dopóki nie zacznie wprowadzać w życie niemieckich żądań nie tylko w dziedzinie wymiaru sprawiedliwości, ale również w różnych dziedzinach odległych. Problem w tym, że – jak to bywa z szantażystami – ultymatywne żądania mogą być mnożone dotąd, aż wreszcie Berlin uzna, że przejął pełną kontrolę nad Warszawą. Może się tedy okazać, że wywieszenie białej flagi przez pana prezydenta Dudę nie jest końcem, a zaledwie początkiem wypłukiwania z Polski pozostałych jeszcze resztek suwerenności. Tak chyba kombinuje też Naczelnik Państwa, bo na ostatnim mitingu swojego gangu, filuternie zasugerował, by — jak tylko coś pójdzie nie tak — zwalać na Unię wszystko to, czego nie będzie można zwalić na Putina. Przy takim podejściu organizatorzy frymarczenia suwerennością Polski będą się prezentowali, jako niewinne ofiary obcej trzeba było długo czekać na potwierdzenie tych obaw, bo niemal nazajutrz Guy Verhofstadt, krzykliwy belgijski arywista, nawiasem mówiąc, kawaler Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej z 2004 roku, wystąpił z wnioskiem o odwołanie pani Urszuli ze stanowiska przewodniczącej Komisji Europejskiej, właśnie z powodu zbytniej pobłażliwości wobec Polski i rozpoczął zbieranie podpisów. Jak tam będzie, tak tam będzie, ale wydaje się, że w tej sytuacji Komisja Europejska tak łatwo Polsce nie odpuści, więc jest prawie pewne, że pan prezydent Duda będzie musiał wywieszać kolejne białe flagi tym bardziej, że rozrzutność rządu “dobrej zmiany” postawiła Polskę na skraju katastrofy razie Polska została zobowiązana do realizacji 115 „kamieni milowych”, czyli przeprowadzenia około 300 przedsięwzięć – na początek w dziedzinie sądownictwa. Wśród pozostałych niektóre wydają się pożyteczne, przynajmniej na pierwszy rzut oka, np. zmniejszenie obciążeń regulacyjnych i administracyjnych dla przedsiębiorców, ale wiele innych oznacza konieczność realizowania rozmaitych wariackich pomysłów w zakresie ochrony „planety” przed złowrogim „“klimatem”, albo pomysłów niebezpiecznych w zakresie totalnej inwigilacji. Jak Polska będzie grzeczna i wszystko w podskokach zrealizuje, to w nagrodę będzie mogła dostać niecałe 24 mld euro w formie grantów i 11,5 mld euro w formie pożyczek. Oczywiście wszystkiego nie da się zrobić natychmiast, więc rzecz jest rozłożona na lata. Tymczasem w roku 2027, kiedy to zakończy się okres obecnego budżetu UE, polska składka ma wynieść 6,8 mld euro stopniowo wzrastając z ponad 4 mld w roku 2020. Sumując te składki od roku 2022 do roku 2027, znaczy to, że nasi Umiłowani Przywódcy przefrymarczyli suwerenność tylko za około 4–5 mld euro. Znając ich nie wierzę, by zrobili to bezinteresownie, bo czyż z takiej sumy nie można wykroić sporo fortun na założenie starych rodzin?Autorstwo: Stanisław Michalkiewicz Źródło:
obóz zdrady i zaprzaństwa